Zarżniesz się własną ręką... Problem tkwi w tym iż nie ma już praktycznie egzemplarzy oryginalnych jeżdżących po naszych drogach - wszystko to mniej lub bardziej pokombinowane cuda, melanże taksówek, aut popowodziwoych i innych ćwiartek mniej lub bardziej rozbitych... Konia z rzędem temu co znajdzie nietkniętą taką sztukę... Na dodatek wszystko totalnie wyeksploatowane, naprawiane u pana "Kazia" w warsztacie "Pod złamanym kluczem". 6 cyl, akumulatory po 100Ah i rozrządy na łańcuchach to bardzo kosztowne sprawy w utrzymaniu. Efekt: nikt tego nie wymieniał tylko jeździł aż zarżnął. Reanimacja i pognany na giełdę... Tam kupował to kolejny zapaleniec i robił z nim dokładnie to samo... Rozrządu się nie wymieniało tylko łańcuch skracało o jedno ogniwko i dalej... To rynek polski. Niemcy: zapomnij - wszystkie sztuki wywieźli "ruscy" w latach 2002-2005 i nie pozostąło tam nic poza sztukami za które wołają astronimiczne kwoty... Niemcy W124 powoli zaczynają traktować jak auto kolekcjonerskie - stąd ceny... Trafiają się jeszcze sztuki z Francji czy Włoch ale to już najczęściej auta w opłakanym stanie technicznym i wizualnym, po jakichś cyganach, rumunach i innych którzy w aucie jedli, spali i żyli z kurami i kozami... Silniki - to samo, Zajechane do granic możliwości... I jeszcze jedna ważna uwaga: jeżeli nie jeździsz na TIR`ach i nie masz 200L ON "oszczędności" miesiecznie to juz Ci mówię ze nie stać Cię na ten samochód... Trzyseta niżej 8L nie schodzi - choćbyś pękł... A i mniejsze silniki lepsze nie są - opowieści o spalaniu na poziomie 5-ciu litrów można między bajki włożyć... 6.5L to jest minimum jakie bierze silnik 2.0, w wolnossącym dieslu i 4-ro biegową skrzynią (z taxy). To waży i musi palić...