Może nie będzie to w pełni profesjonalny test ale zawsze coś
Postanowiliśmy sprawdzić tę ciecz w samochodzie:
Ford Escort 1.8 Turbo D z `96r.
Przebieg - wymieniliśmy niedawno alternator gdyż komutator po którym latają szczotki tak się wydarł że szczotki latały już po samej osi wirnika
(zatem szacunkowo między 400 a 500 tyś km)
Zgodnie z zaleceniem producenta tego specyfiku należy wlać zawartość opakowania do rozgrzanego silnika, następnie go uruchomić i pozostawić na 5-10 min pracującego na wolnych obrotach.
Ciecz konsystencją przypomina ropę, jest bardoz płynna, krystaliczna o zapachu nafty - tyle z obserwacji. A z opakowania: producent napisał że w skłąd tego wchodzi (albo całkowicie się z niego składa) "alkilowany (o długim łańcuchu) arylosulfonian wapnia" - cokolwiek to znaczy...
Chcieliśmy spróbowac jak smakuje ale ochotnika nie było
Po 10 min pracy silnik zgasiliśmy, odstał kolejne 20 min (czas na piwo) no i do spuszczenia...
Olej który spuściliśmy z silnika był tak czarny jakby przeleciał w tym samochodzie conajmniej 20 tyś km bez wymiany (a przeleciał 9800 i na dodatek na 1000 km przed wymianą miał dolany litr świeżego gdyż łyknął sobie go trochę od wymiany). Jednym słowem był totalnie czarny z przebłyskami jakiejś szarej substancji. Po zdjęciu filtra jeszcze draśnięcie "na sucho"
na sekundę aby wypluł resztę, kolejne 20 min czekania na wykapanie się i nowy filtr oraz świeży olej.
Odnośnie olejów stosowanych w pojeździe to opisywany Ford od 70-ciu tyś km lata na półsyntetyku 10W-40 (początkowo Mobil Super S, obecnie Comma bo tańsza). Wcześniej... Nie wiadomo co tam było lane...
Oleju wlaliśmy równe 5 litrów - silnik ochoczo odpalił, właściciel natomiast stwierdził że jakby ciut szybciej niż dotychczas a po 4 dniach od wspomnianego zabiegu zameldował że jakos tak żywiej całe autko śmiga... Być moze coś to dało, choć bardziej skłaniam się ku wersji iż jest to autosugestia - coś jak po V-power kiedy wszyscy odczuwają znaczny przyrost mocy silnika
No i niby nic specjalnego się nie wydarzyło, gdyby nie wczorajsze zlanie spuszczonego oleju z wiadra...
Otóż na dnie wiadra osadziła się mniej-więcej 2 cm warstwa szlamu, czarno-szarego szlamu który trzeba było wydrapać aby się odkleił od dna... Wcześniej tego w wiadrze nie było, a więc zleciało to wraz ze starym olejem z Fordowskiego diesla. Gdy to się rozcierało między palcami czuć było tarcie a więc jakieś cząsteczki sadzy czy może metalu - nie wiem. Wiem tylko że zleciało to z silnika...
A więc preparat jednak coś pomógł. Samochód po tym zabiegu przejechał zaledwie 300 km ale po obejrzeniu silnika nie zaobserwowaliśmy żadnych wycieków czy czegokolwiek niepokojącego, a więc nie spowodował on rozszczelnienia silnika. Prawdopodobnie rozpuszczony został osad jaki przez minione 12 lat i gigantyczny przebieg odłożył się na dnie misy olejowej i w paru różnych innych zakamarkach silnika.
www.liqui-moly.pl - na stronie producenta znajdziecie jeszcze inne preparaty tego typu. My jednak zastosowaliśmy najtańszy z oferty (18 zł w detalu). Te bardziej zaawansowane (i droższe) preparaty, stosuje się na 100 do 300 kilometrów przed planowaną wymianą i po zalaniu nimi silnika normalnie się dalej eksploatuje pojazd. My jednak z obawy przed zbyt dokładnym oczyszczeniem silnika zastosowaliśmy tylko ten. No i się sprawdził.