Witam szanownych kolegów i znawców diesli. Może ktoś z Was będzie mi mógł pomóc. Do niedawna silnik w samochodzie (2,5 td z komorą wstępną, pompa Bosch VP36) sprawował się wyśmienicie pomimo przebiegu ok 270.000 km. Tydzień temu po raz pierwszy nie chciał zapalić. Podejrzewałem, że przerwał się przewód doprowadzający paliwo (i miałem rację) ale zanim go naprawiłem, musiałem 2-3 razy odpalać samochód na zapowietrzonej pompie (choćby po to, by zjechać ze skrzyżowania). Pomagałem sobie przy tym ręczną gumową pompką (wynalazek francuski), co może było błędem.
Jak już udało się wymienić przewód silnik zaczął od razu chodzić znacznie bardziej twardo i głośno, niż poprzednio, a drgania mocno przenoszą się na nadwozie, czego wcześniej wcale nie było. Silnik pracuje twardo ale równo, przyśpiesza jednak słabiej i z opóźnieniem. Wydaję mi się, że mocniej dymi...
Zrobiłem diagnostykę silnika, która nie wykryła żadnego uszkodzenia (wszystkie sensory maja prawidłowe sygnały) poza powtarzającym się tzw. przejściowym błędem dawki rozruchowej. Diagnosta próbował ją korygować (elektronicznie) ale bez rezultatu i rozkłada dalej ręce.
Co mogło się stać tak nagle, na skutek 3 krotnego odpalania silnika z zapowietrzoną pompą Czy objawem twardej pracy jest przestawienie sie kąta wtrysku, czy też (jak niektórzy twierdzą) uszkodzeniem wtryskiwaczy? Boję się, że "spece" od pomp lub wtryskiwaczy zedrą ze mnie kasę, nawet wtedy gdy przyczyna leżeć może zupełnie gdzie indziej.
Jeżeli motor jest dość ciepły (ale nie gorący, po co najmniej 2-3 godzinach postoju) to jego rozruch jest miękki jak uprzednio, przez kilka minut chodzi cicho, dynamicznie przyśpiesza i nie ma wibracji ale potem (po ok. 5 min) zaczyna znowu pracować twardo i głośno, wibracje znowu przenoszą się na nadwozie.
Może ktoś naprowadzi mnie na jakiś trop, zanim poniosę w warsztatach koszty większe, niż wartość samochodu, a i skutek może być wątpliwy...