Odświeżam wątek bo udało się naprawić auto. W zeszłym tygodniu byłem w serwisie Volvo w Bydgoszczy. Po przedstawieniu problemu mechanicy w krawatach zrobili duże oczy na to co się dzieje w aucie. Po diagnostyce okazało się, że filtr cząstek sadzy jest zapełniony w 20%, dodatek do paliwa starczy jeszcze na około 30.000km, znaleziono jeden błąd w pamięci - związany podobno z układem EGR. Po usunięciu błędu i aktualizacji softu odebrałem auto. Jednym słowem stwierdzili ,że "w aucie jest wszystko ok " Straciłem czas i pieniądze bo problem powrócił po przejechaniu około 100km.
Trzy dni temu pojechałem do firmy usuwającej filtry DPF/FAP w Białych Błotach. Po wgraniu oprogramowania w wersji do auta bez filtra i po usunięciu wnętrza filtra jest ok. Tego samego dnia musiałem jechać do Niemiec więc od razu przetestowałem auto. Po pokonaniu 1200km poziom oleju się nie zwiększył, spalanie średnie w granicach 5-6, samochód nie traci mocy jedyną różnicą jest czarne wnętrze rury wydechowej.
Jaki wniosek? w ASO pracują panowie w krawatach którzy starają się naprawiać auta metodą "jak nie będzie to to na pewno tamto".
Od mechanika który usuwał filtr dowiedziałem się, że średnio tygodniowo przyjeżdżają dwaj właściciele Volvo V50 z silnikiem 2.0D na usunięcie FAP'a który jest jedynym powodem rozrzedzania oleju silnikowego olejem napędowym.
Temat do zamknięcia