Nie jest to takie proste.
Nasuwa się rozumowanie, które na podstawie wzoru na prędkość w ruchu jednostajnie przyśpieszonym:
v = a * t
oraz wzoru na siłę:
F = a * m
i stąd:
F = v*m/t
podsuwa pomysł, że skoro moment obrotowy silnika przenoszony jest na koła i przekłada się na siłę napędową, to moment obrotowy silnika jest odwrotnie proporcjonalny do czasu przyśpieszania do jakiejś ustalonej prędkości i przy stałej masie.
Jednak siła, z jaką auto "odpycha" się od drogi może być przybliżona jako proporcjonalna tylko do momentu obrotowego na kołach a i to tylko dla bardzo małych przyśpieszeń (czyli przyśpieszania na wysokich biegach, długo). W przeciwnym razie siły bezwładności mas wirujących będą ją znacznie niwelować, zakłócając szacowanie metodą pomiaru czasu.
Warto wobec powyższego zauważyć, że dwukrotny wzrost momentu obrotowego nie przełoży się na dwukrotne skrócenie czasu przyśpieszenia, bo siły bezwładności wzrosną w miarę jak przyśpieszenie kątowe mas wirujących wzrośnie.
Podwojenie momentu oznaczałoby tylko, że przy takim samym czasie przyśpieszania do ustalonej prędkości masa pojazdu dwukrotnie wzrosła.
Osobną kwestią są opory powietrza, które co prawda są zależne od prędkości pojazdu, a zatem w obu pomiarach porównywanych będą identyczne, ale w przypadku krótszego przyśpieszania działają krócej na auto oraz są nieliniowo zależne od prędkości, więc wypadałoby mierzyć czas przyśpieszania do małej prędkości, a to znowu kłóci się z potrzebą długiego czasu przyśpieszania dla zniwelowania wpływu sił bezwładności.
Reasumując - można na podstawie krótszego czasu bardzo "po łebkach" szacować, że średni moment silnika w zakresie używanych do przyśpieszania obrotów wzrósł w proporcji do spadku czasów przyśpieszeń - ale będzie to naprawdę niedokładne.